logo3

 

Apochs.net: Jak to wszystko wygląda z waszej strony?

Joakim: Właściwie całkiem dobrze! Album jest już skończony, dziś spotkam się ze swoją dziewczyną pierwszy raz od grudnia.

To dobrze. Czy planujecie teraz cos specjalnego, czekacie na wydanie albumu, relaksujecie się, czy coś w tym stylu?

J: Relaks i Sabaton ze sobą nie współgrają (śmiech). Nie relaksowaliśmy się od dwa tysiące… tak, z pięć lat albo coś koło tego. Bo, wiesz, często i długo jesteśmy w trasie, około 130 koncertów. Ja lubię takie trasy, więc to są dla mnie swojego rodzaju wakacje. A kiedy wracamy do domu to wszyscy myślą, że powinienem odpocząć, ale wtedy trzeba zająć się wszystkim tym, czego nie można było zrobić będąc w trasie. Staję się pewnego rodzaju trasoholikiem (śmiech).

Nie dziwię ci się. Widziałem cię ostatnio na DVD i wcale ci się nie dziwię.

J: Tak (śmiech). To jest coś, co kocham robić, więc pewno jestem też pracoholikiem. Kiedy jestem w trasie, a zwłaszcza na scenie nachodzi mnie takie uczucie które sprawia, że liczy się tylko ta jedna chwila. Upływające ani nadchodzące sekundy nie mają znaczenia. Na co dzień nie doświadczam tego często, tylko na scenie. Z tego powodu jestem szczęśliwy z tego co robię.

Z tego co słyszałem „Heroes” brzmią tak, jakbyście dodali brzmienie metalu z lat 80, tak jak w „Coat of Arms”. Dlaczego zdecydowaliście się na coś takiego odrzucając wspaniałe i mocne rytmy z „Carolusa”?

J: Nie wiem! Nigdy nie kierujemy się jakimś wzorem. Mamy dany koncept, ale nie podążał on tą samą drogą jak” Carolus”, no i historia jest inna. Zgadzam się z tobą, że poszliśmy w innym kierunku, ale wydaje mi się, że bardziej w stronę „Art Of War” niż „Coat of Arms”. Nie wiem, po prostu tak wyszło. Wydawało mi się, że na „Carolusie” jest za dużo partii orkiestrowych. Podczas nagrywania nowego albumu są rzeczy które ci się podobają, oraz te, które nie. Inaczej jest, kiedy zaczynasz słuchać albumu i odbierasz go z punktu widzenia słuchacza. Ja dopiero wtedy zaczynam właściwie oceniać album. Przynajmniej ja to tak odbieram. Ale zawsze wszystko jako całość jest na najwyższym poziomie. Dodatkowa orkiestra, dodatkowe wszystko. Uwielbiam ten dźwięk. Ale wydaje mi się, że album byłby lepszy, gdyby w kilku utworach nieco z tego wszystkiego zrezygnować.

Jako słuchacz mógłbym się z tobą na ten temat sprzeczać. Moim zdaniem wszystko idealnie pasuje do historii albumu. Nie wydaje mi się, aby mogło to być nagrane inaczej, poza tą epicką wersją jaka została nam zaprezentowana. Ale wiecie, to wy jesteście zespołem a ja mówię to z perspektywy fana.

J: No jasne, to wszystko wygląda tak nie bez powodu. Poza „A Lifetime of war, które moim zdaniem powinno być jednak nieco przytonowane, wszystkie pozostałe utwory zostały nagrane jak należy. Ale z drugiej strony [„A Lifetime of War”] jest bardziej zróżnicowane niż „Carolus Rex”. Ale z drugiej strony lubię to symfoniczne gówno (śmiech) i czasem mi tego brakuje w nowym albumie.

Nie ma niczego złego w „symfonicznym gównie” (śmiech). Powiedz mi, co skłoniło was do skupienia się na drugiej wojnie i nazistowskich Niemczech w „Heroes”?

J: Album jest o różnych bohaterach z różnych krajów. Jest o drugiej wojnie więc oczywiste, że śpiewając o drugiej wojnie w pewnym momencie trafimy na nazistowskie Niemcy. Zamiast patrzeć na wydarzenia z szerokiej perspektywy, skupiamy się na działaniach małych jednostek lub indywidualnych osób. Pisanie tekstów było bardziej osobiste. Pisaliśmy o wielu krajach, Polsce, Anglii, USA, także Niemczech, Rosji, Czechach.

Zauważyłem, że przez różne wydarzenia staraliście się także zrobić coś innego z każdym utworem, próbowaliście znaleźć nowe podejście do rocka i metalu. Np. „To Hell and Back” ma wydźwięk spaghetti westernu, z kolei „Inmate 4859” jest potężną balladą. Dlaczego zdecydowaliście się nadać każdemu z utworów inne brzmienie?

J: To nie było zaplanowane. Kiedy ja pracuję z muzyką nie lubię planować czegoś zbyt daleko na przód, ale bardziej pozwalam aby niosły mnie fale i dopiero na końcu wszystko się układa. Tak naprawdę mamy o wiele więcej historii które chcieliśmy opowiedzieć w „Heroes” ale w tych muzyka idealnie pasowała do teksu. Np. nie możesz zrobić utworu o więźniu 4859, przygnębiającej historii o wolontariuszu do Auschwitz, w radosnym rytmie power metalowego utworu. Kiedy zabieramy się za nagrywanie ja piszę muzykę, ale nie całą. Potem myślimy jak miałby wyglądać tekst i jak to wszystko pasuje do siebie. Niekiedy taki tekst inspiruje mnie do stworzenia nawet lepszej muzyki której nie byłbym w stanie napisać bez zapoznania się z historią. Więc takie tworzenie jest dosyć żmudne. Ale działa.

Wspomniałeś „Inmate 4859” tak samo jak ja. Jestem ciekaw, więzień 4859, czy to jest oparte na prawdziwej osobie, czy to numer który wymyśliłeś, by pasował do utworu?

J: Oh, nie! Więzień 4859 był Polakiem, nazywał się Witold Pilecki i to był jego numer kiedy trafił do Auschwitz. Kiedy usłyszał plotki o tym co się dzieje w obozie i próbował przekonać polski rząd na uchodźstwie, który znajdował się wówczas w Londynie. Ale nikt mu nie wierzył więc sfałszował dokumenty, które robiły z niego Żyda mimo braku żydowskiego pochodzenia i upewnił się, że zostanie złapany. Potem, w Auschwitz, spędził 1,5 roku organizując ruch oporu a potem uciekł z dowodami, jednak nadal mu nie wierzono. To jak najbardziej prawdziwa osoba, a 4859 był jego numerem w obozie.

Właśnie dowiedziałem się czegoś nowego! Tak jak mówiłeś, że próbowaliście indywidualnie podejść do każdego utworu. Słuchając płyty zauważyłem, że czasem mają miejsce nagłe „przeskoki” między utworami. Czy myśleliście o tym, żeby wstawić pomiędzy nie wstawki narracyjne? Tak jak mówiłem, najpierw mamy spaghetti western a potem od razu balladę. I zastanawiam się, czy o tym myśleliście o czymś takim.

J: Dyskutowaliśmy o tym. Ale zdecydowaliśmy, że jednak tego nie zrobimy. Ludzie są różni, jedni chcieliby posłuchać takich wstawek, a drudzy nie. Jednak nigdy nie planowaliśmy, że utwory będą aż tak różnorodne, tak po prostu wyszło. Czasem brzmią podobnie, a czasem ogromnie się różnią. Jest to tak naprawdę trudna sprawa, jeśli wszystkie utwory brzmią podobnie to mogą stać się nudne, ale w przypadku „Heroes” nigdy nie planowaliśmy aby reprezentować Audiego Murphy westernowskim motywem tylko dlatego, że był Amerykaninem. Właściwie to wpadłem na taki pomysł kilka lat temu, ponieważ uwielbiam motywy muzyczne ze spaghetti westernów i metal. Musi to jakoś ze sobą współpracować! Zrobię taką piosenkę! Byliśmy wtedy w Stanach i wszyscy w busie skwitowali to „Chyba zwariowałeś!”. „No to poczekajcie! Będzie to działało!”. A potem nagle „O, Audie Murphy, co za bohater!” Potem się okazało, że grał min. w westernach! Zaczęliśmy o nim czytać i nagle okazało się, że pisał poezję. Ok! Super! Czas poczytać! Szczęśliwie dla nas napisał o Bitwie pod Anzio. Duża część refrenu to słowa z jego wiersza mówiącego o tym, co przeżył pod Anzio. W utworze idzie to tak: „Crosses grow on Anzio, where no soldier sleep and the hell’s six feet deep”. Dodaliśmy tylko kilka słów do tego co napisał. To chyba dla nas najbardziej szczęśliwy zbieg okoliczności ponieważ miałem wiele innych pomysłów które niekoniecznie wychodziły.

Pozwól, że zapytam o jakość audio „Heroes”. Oczywiście zupełnie inna niż „Carolus Rex”, znów nie mogę nie porównać jej do „Coat of Arms”. Czy robiliście coś inaczej od strony technicznej? Nagrywaliście w innym studiu, czy ktoś inny to miksował?

J: Nie, to właściwie to samo. Ten sam producent, ten sam gość od miksowania. Wszystko było to samo. Będąc szczerym, teraz po przesłuchaniu, wydaje mi się, że powinniśmy to nagrać o ton wyżej. Wydaje mi się, że to brzmi o wiele lepiej niż Coat of Arms. Ale tak, wszystko było to samo, studio czy podstawki pod gitary (śmiech). 

Wypuszczanie albumu wiąże się z promocją i tak dalej. Czy możemy się spodziewać jednego lub dwóch teledysków do „Heroes” kiedy będziemy bliżej premiery, czy jeszcze za wcześnie aby o tym mówić?

J: Mamy nadzieję nagrać teledysk. Niedługo będę podróżował po Europie by promować płytę, udzielał wywiadów itd. Może coś się wyklarować pod koniec marca. Mamy nadzieję nagrać teledysk o Audie Murphym.

To mogłoby być bardzo interesujące wideo biorąc pod uwagę wszystko, co można znaleźć w utworze.

J: O tak! Mamy do tego świetną ekipę. Wiesz, on cierpiał po wojnie na to, co teraz nazywamy zespołem stresu pourazowego i był uzależniony od antydepresantów. Kiedy zaszło to za daleko odmówił pójścia na odwyk i zamiast tego zamknął się w motelowym pokoju na kilka dni, po których stwierdził „Koniec z prochami”.

Och. To nigdy nie jest dobre.

J: Spodobał mi się pomysł ukazania tych wszystkich jego heroicznych czynów na polu bitwy, ale w tym samym czasie także pokazanie tej mrocznej walki w pokoju motelowym. Więc… to może być całkiem fajny pomysł. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

Wiesz co, trochę przeskoczyłem… Moglibyśmy się cofnąć?

J: Jasne.

Wróćmy do studia. Jak długo pracowałeś przy materiale do „Heroes” i kiedy Sabaton zaczął to spisywać?

J: Właściwie to pracowaliśmy nad tym od „Carolus Rex”. Długość pracy nad albumami była właściwie taka sama. Mieliśmy przerwy w październiku i wrześniu. Mieliśmy mało koncertów w styczniu. Właściwie pisanie tekstów i czas spędzony w studiu przy „Heroes” niewiele różnił się od tego który spędziliśmy przy „Carolusie”.

I… Ok, wiem, że zaraz zmasakruję co najmniej jedno z tych imion. Nowsi członkowie Sabaton… Thobie? Thob?

J: Thorbjörn. Mówimy na niego Thobbe ale to skrót od Thorbjörna, co dosłownie znaczy „niedźwiedź Thora”. Thobbe bardzo lubi to imię!

Czy on, Chris i Hannes bardzo przyczynili się do napisania „Heroes”?

J: Nie. Thobbe i ja napisaliśmy tylko „Soldier of the three armies”. Podobnie jak w „Carolusie” i innych albumach ja się tym zajmuję. Poza tym jednym utworem z Thobbe, napisałem wspólnie z Kennym Larsem „Killing Ground” oraz „Carolus Rex” na „Carolusie”, a teraz „No bullets fly” i „Resist and Bite”. Razem z producentem Peterem napisaliśmy jeden utwór. I to tyle.

Na Facebooku przeczytałem, że mieliście dużo zabawy nagrywając album. Jaki był najbardziej pamiętliwy moment ze studia?

J: Wiesz, kiedy nagrywaliśmy „Carolusa” ze starym składem widzieliśmy, że zajmują się metalem 250 dni w każdym roku i są z dala od rodziny. Było to na zasadzie: przyjechać, zagrać a potem wyjść. Tym razem wszyscy spędzaliśmy ze sobą więcej czasu, np. zamiast iść do domu od razu po nagrywaniu szilśmy na piwo albo na film.

Czy były jakieś problemy w studiu? Może coś nie współgrało z utworami i trzeba było zmieniać muzykę?

J: O tak. Tak zdarza się cały czas. Mając demo wszystko wygląda „Wow! To jest to!” a później często wychodzi „Co? To nie tak miało wyglądać!”. Czasem to zależy od stylu gry danego członka zespołu, czasem od produkcji. Niekiedy trafiam na granicę swoich możliwości i potrzebuję więcej czasu aby móc poprawnie zaśpiewać. Nie za często śpiewam wysoko. Ale kiedy już to robię to muszę się tego uczyć niemal od nowa. Więc pod koniec nagrywania jestem całkiem przyzwoitym wokalistą (śmiech). Często po koncertach mój głos nie bardzo nadaje się do nagrywania albumów. Jednak tym razem było łatwiej, bo dużo ćwiczyłem przed nagraniem „Heroes”.

Pozwól, że szybko przeskoczę do występów na żywo bo kończy nam się czas. Czy graliście już na scenie jakieś utwory z „Heroes”? Jeśli tak, to jaka była reakcja fanów?

J: Nie, nie. Nie graliśmy nic przed wypuszczeniem, nawet jednej linijki. Zrobiliśmy coś takiego w przeszłości, ale w 9 na 10 przypadków to zabijało atmosferę, bo każdy z widowni po prostu stał i próbował zrozumieć o czym jest nowy utwór.

To ma sens. Kiedy album zostanie wydany, jeśli jeszcze za wcześnie na to pytanie, które utwory usłyszą fani na koncertach?

J: Nie mamy utworu którego nie możemy albo nie powinniśmy zagrać, zwłaszcza z nowym składem. Zanim wydamy nowy album, za dwa czy trzy lata, nie będzie utworu którego nie zagramy.

Co dalej z Sabatonem? Wiem, że wypuszczacie wszystko o „Heroes” w swoich filmach, dlatego nie chcę o to pytać, więc poza tym jaki jest następny krok?

J: Na początek będzie ta niezbyt fajna część. Będziemy podróżować po Europie spotykając się z dystrybutorami a potem z magazynami na wywiady, a trzy dni później, drugiego kwietnia jedziemy do Stanów Zjednoczonych w których spędzimy sześć tygodni. Wszystko zaczyna się kręcić od nowa, bo kiedy wrócimy z tej trasy czas będzie na letnie festiwale Europejskie. Zagramy na dwóch czy trzech festiwalach w tygodniu, wrócimy na dwa-trzy dni do domu, potem nagle mamy jesień i kolejna trasa! Właściwie poza koncertami nie mamy żadnych innych planów. Kiedy próbujesz stworzyć wielki i super plan nie zawsze sprawia ci on przyjemność i nie zawsze się z niego cieszysz.

 

tłumaczenie wywiadu - Cezar

 

źródło: http://www.apochs.net/2/i-sabaton

ikonafejs ikonayoutube ikonasabaton

Warto odwiedzić

sabaton.pl CartonMerch

Oficjalny sklep internetowy Sabatonu

Rockstadt Falun - Sabaton Open Air - strona oficjalna

Sklep Sabatonu w Nuclear Blast


Inne fankluby

Sabaton French Division

banergermansabo

swedishcaroleans

British Metal Machine